Zdaniem Proboszcza

Nie tak dawno wyczytałem zdanie jednego ze słynnych polskich krawców – ubiór wyraża szacunek dla drugiego człowieka. Tak jest idea ubioru tworzonego przez pokolenia. Z szacunku dla ludzi, zdarzeń, miejsc odpowiednio się ubieramy. W pop kulturze niestety tracimy wrażliwość na ten ważny aspekt naszej kultury. Ubieramy się byle jak, chociażby udając się niedzielną Eucharystię. Zdecydowana większość rozumie, czym jest spotkanie we wspólnocie Kościoła i nie ma problemu z estetycznym ubiorem. Jest jednak grupa wiernych, którzy nie widzą różnicy między sprzątaniem w domu a uczestnictwem we Mszy św. Byle jakie spodnie najczęściej wymięte i wytarte, bawełniany T-shirt (dawniej był to po prostu podkoszulek czyli coś co ubiera się pod koszulę, czyli bielizna) z dziwnymi napisami często ośmieszającymi nosiciela, rozlazłe adidasy no i kolory dobrane jak na bal maskowy – to niestety częsty obrazek w kościołach. Jeżeli mamy szacunek dla Boga i dla ludzi uczestniczących w Eucharystii zwróćmy uwagę na strój. Minęły już dawno te czasy, kiedy brakowało odzieży. Dzisiaj często brakuje nam jednak wyczucia sytuacji. Łatwo poddajemy się temu, co może wygodne, ale w swym wyrazie jest prymitywne i lekceważące.

Statystyki kontroli drogowych są nieubłagane. Kierowców prowadzących pojazdy a będących pod wpływem alkoholu jest ciągle bardzo dużo. Jakie wielkie zagrożenie stwarza to dla bezpieczeństwa ruchu drogowego nie muszę nikogo przekonywać. Zaostrzenie przepisów kodeksu drogowego być może spowoduje znaczne obniżenie niechlubnych statystyk. Równie niebezpiecznym zagrożeniem jest prowadzenie pojazdu pod wpływem narkotyków. Jest to trudniejsze do wychwycenie, ale nie niemożliwe. Wszystkie zewnętrzne kontrole są potrzebne, lecz najważniejsza jest ta wewnętrzna czyli świadomość odpowiedzialności moralnej i to nie tylko tego, który prowadzi pojazd, lecz również otoczenia. Ileż to wypadków rejestruje policja, w których uczestniczy pijany kierowca i trzeźwi pasażerowie, niejednokrotnie żona lub krewni, przyjaciele. Przed nami miesiąc sierpień, Kościół zachęca nas do podjęcia trzeźwości we wszelkich dziedzinach życia. Zróbmy wszystko by nie zasiadać za kierownicą po spożyciu alkoholu. Zróbmy wszystko, aby odwieść od zamiaru prowadzenia pojazdu przez osobę, z którą co dopiero wypiliśmy chociażby szklankę piwa. Zróbmy wszystko byśmy byli w zgodzie z własnym sumieniem – jazda pod wpływem alkoholu jest grzechem!

W jednej z gazet wyczytałem informację jakoby w USA wszczęto dyskusję na temat, czy w mediach można używać niecenzuralnych słów i od razu poddano w wątpliwość jakikolwiek zakaz gdyż byłoby to pogwałceniem wolności słowa. Językoznawca uniwersytecki zapytany o to odpowiedział jasno: jeżeli wolnością jest naruszanie godności i intymności drugiego człowieka, to rzeczywiście mamy tu do czynienia z ograniczeniem wolności słowa.  W naszej kulturze używanie wulgaryzmów jest nieetyczne lub przynajmniej nieeleganckie. Natomiast w moralności katolickiej wulgaryzmy uważamy za grzech, gdyż naruszają one właśnie naszą wolność i obrażają naszą godność. Narażanie zaś dzieci na przejęcie słownictwa wulgarnego jest grzechem demoralizacji, gdyż uczymy je zachowań sprzeciwiających się godności człowieka. Rodzice często narzekają na wpływ mediów, które są bardzo często normotwórcze. I rzeczywiście możemy obserwować wzrost używania wulgaryzmów przez różnego rodzaju twórców, ulegających presji komercji nastawionej na zysk. Gdzież te czasy, kiedy media były wzorem pięknego języka i dobrych przykładów. Znawcy tej dziedziny uważają, że agresja dobrze się sprzedaje, toteż zwiększanie podaży jest czymś oczywistym. I mamy efekt eskalacji wulgaryzmów do tego stopnia, że wielu już nie uważa ich używanie za coś niewłaściwego – wręcz przeciwnie jest to bardzo normalne i nienormalni są ci, którzy ulegają zgorszeniu. Otóż właśnie ja należę do tych nienormalnych. Czy może się ktoś jeszcze do mnie przyłączyć?

Próbuję zrozumieć i jakoś nie mogę, postawy młodych ludzi, którzy nie mając przeszkód nie chcą zawrzeć sakramentalnego związku małżeńskiego lub odsuwają go najczęściej mimo deklaracji w nieokreśloną przyszłość. Oczywiste jest to, że sakrament łączy na stałe i należy bardzo odpowiedzialnie podejść do decyzji o jego przyjęciu a wielu boi się tego. Natomiast nie boją się powoływania nowego życia, które tez jest związane z odpowiedzialnością? W rozmowach próbuje tłumaczyć niewłaściwość takiej postawy, lecz moje zachęty zbywane są krótkim nie lub stwierdzeniem, że jestem nienormalny. Jak ocenić postawę niby katolika, który świadomie pozbawia się życia sakramentalnego tj. sakramentu pokuty i Komunii Świętej! Myślę, że jest to postawa wynikająca ze słabej wiary i nieznajomości jej zasad. Tacy ludzie przychodzą natomiast i proszą o sakrament chrztu dla swojego dziecka. Czy oni mogą właściwie kształtować wiarę tego dziecka, kiedy ich wiara jest znikoma a sami tkwią w grzechu i na własne życzenie nie chcą z niego zrezygnować! Bądźmy konsekwentni w naszych postawach. Jeżeli ktoś obrał inny świat wartości to niech nie oczekuje od Kościoła czegoś, czego nie potrafi nawet uszanować. Rozumiem lęk przed związaniem się z daną osobą, ale nasi przodkowie wymyślili instytucję narzeczeństwa, które powinno przygotować do podjęcia odpowiedzialnej decyzji. No , ale dzisiaj zamieniono piękną ideę narzeczeństwa na stwierdzenie: mam chłopaka, (mam dziewczynę) jesteśmy ze sobą  i mamy dziecko. Czy wiesz co to jest sakrament małżeństwa?

Nie wiem co myśleć o ludziach powtarzających jak mantrę zdanie „ że Kościół rządzi państwem”. Kiedy zapytałem jednego z moich rozmówców co ma na myśli mówiąc takie słowa zastanowił się i powiedział: Kościół wtrąca się do „in vitro” a przecież to takie dobrodziejstwo; Kościół nie płaci podatków jak wszyscy, Kościół jest obecny w szkole bo księża uczą religii - i już wtedy brakło mu kolejnych przykładów „rządzenia” Kościoła. Bardzo łatwo przedstawiłem kontrargumenty i wykazałem, że to, o czym mówi wcale nie jest rządzeniem. I ponownie zapytałem o przykłady rządzenia, wtedy ów rozpalony krytykant Kościoła zamilkł. Otóż mam wrażenie że, podobnie myśli wielu naszych gorliwych katolików. Krytykanctwo Kościoła w swojej treści jest żałosne zaś w wydźwięku społecznym bardzo groźne. Dlatego mam propozycję: aby uchronić się od krytykanctwa i podjąć rzeczową krytykę Kościoła wcześniej zapytaj lepiej zorientowanych jak jakaś sprawa naprawdę wygląda. Następnie zapytaj o to samo kogoś innego i spróbuj wtedy wyrobić sobie właściwe zdanie. Nie ulegaj głosom rozmaitej maści znawców Kościoła, lecz posiadaj swoje zdanie, gdyż Ty też jesteś członkiem tego Kościoła. I dbaj o dobre imię Kościoła, dbając o swoje dobre imię jako chrześcijanina.
Ps. Tych wszystkich, którzy nie znają i nie rozumieją Kościoła proszę o zajęcie się  lepiej znanymi sobie tematami.