Zdaniem Proboszcza
27 lutego 2011r.
- Friday, 25 February 2011
Ostatnio poruszyłem problem uczestniczenia w niedzielnej mszy św. Przypomnę, że wg naszych wyliczeń 48% parafian nie uczestniczy w naszym kościele w niedzielnej Eucharystii. Przyjmijmy, że połowa z tych 48% uczestniczy w innych parafiach, które sąsiadują z naszą. Co w takim razie z blisko 25% wiernych? Gdzie oni się podziewają? Otóż są to katolicy leniwi i katolicy wierzący lecz nie praktykujący. Pokonanie występujących trudności u jednych i u drugich wydaje się być niemożliwe: jak pokonać lenia, który wymóg religijny kwituje krótkim - po prostu nie chce mi się. Podobnie jest i u niepraktykujących, którzy dodatkowo przyczyną takiego stanu rzeczy obarczają Kościół lub duchowieństwo – bo Kościół to... bo duchowni są tacy ... . Tymczasem prawdziwa przyczyna tkwi w moralnych problemach tychże osób. Ze względów kulturowych nie chcą dokonać formalnego aktu apostazji i tkwią w takiej asekuranckiej postawie – może Kościół na coś się jeszcze przyda. Dobrze byłoby, gdyby ci „katolicy” przebudzili się i ożywili swoją wiarę. Uczciwość wobec siebie i wobec Boga, tego wymaga. Musimy uzmysłowić sobie dwie sprawy. Msza Święta jest najstarszą formą gromadzenia się wyznawców Chrystusa by poprzez wspólnotowe sprawowanie kultu oddawać cześć Bogu. Kościół od początku uświadomił sobie znaczenie ofiary Chrystusa na krzyżu a ponawianej w Eucharystii z woli samego Pana i dlatego właśnie w niedzielę, w dniu Zmartwychwstania sprawuje Eucharystię i ukazuje ją wszystkim wierzącym jako centrum świętowania niedzieli. Drugą ważną sprawą jest formacja duchowa. Dla dorosłego katolika w zasadzie jedynym spotkaniem o znaczeniu religijnym jest niedzielna Eucharystia. Pozbawiając się udziału w tego rodzaju spotkaniu skazujemy się na wewnętrzne stygnięcie. Proces odchodzenia od wiary to najczęściej zaniedbywanie praktyk, najpierw tych nakazanych przez Kościół a później tych wypracowanych w przeszłości. Brak duchowej refleksji, brak łaski sakramentalnej są równią pochyłą staczającą człowieka ku duchowej pustce, którą rozpaczliwie próbuje się zastąpić intelektem, pieniądzem, formami aktywności zawodowej i społecznej czy wprost grzesznym życiem.
20 lutego 2011r.
- Saturday, 19 February 2011
W czasach totalnej informatyzacji pojawił się pomysł by wpuścić nieco bajtów do sakramentów a konkretnie do spowiedzi. Spowiedź dla wielu katolików jest „torturą” znoszoną z największym trudem. Toteż pojawienie się programu „Confession” czyli spowiedź, działającego z iPhone”em, iPadem i iPodem Touch przyjęto jako nowinkę być może załatwiającą problem spowiedzi: zresztą wiele publikacji niemal to sugerowało sensacyjnymi tytułami – „Spowiedź przez komórkę”. Otóż próżne nadzieje dla wszelkiego rodzaju substytutów tradycyjnej spowiedzi. Watykan dał jasną odpowiedź taką, jaką potrafi dać każdy zaangażowany katolik: jest to niemożliwe! Musi być bezpośredni kontakt z kapłanem udzielającym rozgrzeszenia. Tak się dzieje przy spowiedzi indywidualnej jak i przy rozgrzeszeniu zbiorowym. Natomiast program ten czy podobne, mogą stać się doskonałymi rachunkami sumienia. Lubimy bawić się komórką toteż sięgając do odpowiedniego programu możemy zastanowić się nad swoim sumieniem, nad nasza wrażliwością na grzech. Grzech nie zniknął z życia ludzi, tylko nasza wrażliwość na zło moralne stępiała. Wiele grzechów próbujemy tłumaczyć pokrętnie słabością lub zmianą kulturową. Otóż przykazania nie zmieniły się; nie cudzołóż stawia przed tobą wymóg nawet myślowego braku pożądania; nie kradnij dotyczy wafelka w markecie, samochodu na parkingu a także PIT-ów; nie mów fałszywego świadectwa dotyczy mówienia zgodnego ze swoją wiedzą o zdarzeniu, sprawie nawet żonie; pamiętaj abyś dzień święty święcił nie w łóżku, na rybach, przed telewizorem, ale przede wszystkim w więzi z Bogiem, którego czcimy szczególnie w świątyni (supermarket nie jest świątynią). Zachęcam do sprawienia sobie takiego programu zwłaszcza tych, którzy dawno zapomnieli jak wygląda książeczka do modlitwy z rachunkiem sumienia dla człowieka dorosłego, natomiast znakomicie się czują przerzucając kolejne ekrany swojego miniaturowego „przyjaciela” z najnowszym softem. Być może będzie to twoja droga do prawdziwego pojednania się z Bogiem.
13 lutego 2011r.
- Friday, 11 February 2011
Tak jak wszyscy, zostałem zaskoczony nagłą śmiercią Arcybiskupa Józefa Życińskiego. Wylew to częsta przyczyna śmierci ludzi bardzo aktywnych, nie zważających na własne zdrowie, mających wiele do zrobienia. Do takich ludzi należał Arcybiskup Życiński. Zobaczyłem Go pierwszy raz 4 listopada 1990 roku w tarnowskiej Katedrze podczas ingresu i pomyślałem: będziemy mieli zupełnie innego pasterza. I nie myliłem się, gdyż dynamika działania nowego biskupa paraliżowała wielu. Intelektualista, ale bliski człowiekowi; od naukowych dyskusji z pogranicza wiary i nauki łatwo przechodził do pytania o bardzo prozaiczne sprawy – zdrowie czy chleb powszedni, mieszkanie dla samotnej matki. Zatroskany o wszelkie sprawy diecezjan zaglądający do maleńkich parafii by porozmawiać ze zwykłymi ludźmi o ich sprawach. Dziełem Arcybiskupa Życińskiego było m.in. diecezjalne radio gdyż uważał media za ważny nośnik nauczania Kościoła. Uważał, że Ewangelia w dzisiejszych czasach powinna docierać właśnie przez media. Symptomatyczna, przynajmniej dla mnie, była nazwa radia. Kiedy przyszła konieczność podania nazwy radia w dokumentach skierowanych do ministerstwa bez wahania powiedział: niech będzie Dobra Nowina czyli Radio Dobra Nowina. Poprzez taką nazwę rozumiał zadanie katolickich mediów, przekazywanie Dobrej Nowiny o Bogu miłującym człowieka. Słowa wypowiadane przy różnych okazjach będące esencja wiedzy i wiary tak bardzo pomagały nam znaleźć się w nowej i trudnej rzeczywistości.
6 lutego 2011r.
- Saturday, 05 February 2011
Proszę księdza! Chcę już odejść z tego świata, gdyż nie mam co tu szukać. Jestem niepotrzebna a nawet zawadzam gdyż potrzebuję opieki bo samodzielnie nie potrafię już chodzić. Takie dramatyczne zdanie usłyszałem nie tak dawno. Chciałem rozeznać sytuację tej osoby i zadałem kilka pytań: w jakiej sytuacji materialnej się znajduje, czy ma bliskich, jakie ma warunki mieszkaniowe – na wszystkie te pytania otrzymałem pozytywną odpowiedź. Zapytałem jeszcze, dlaczego wygłasza tak dramatyczne zdanie? Bo oni mnie po prostu już nie chcą? Zapytałem, czy ci „oni” są katolikami i usłyszałem odpowiedź: wychowałam po katolicku i podobno są katolikami! Uczucie smutku ogarnęło mnie, gdyż znam wiele wspaniałych poświęceń dla ulżenia trudnej sytuacji chorego. Nie zapomnę wizyty u jednej z chorych w naszej parafii. Wymagała ona całodobowej opieki a w domu była tylko jedna osoba, która dodatkowo musiała pracować. Na moje pytanie jak sobie radzi z opieką, kiedy jest w pracy usłyszałem: znajomi pomagają. Codziennie przynajmniej przez 8 godzin - dopytywałem zaskoczony. Tak codziennie – odpowiedziała i zobaczyłem łzy wzruszenia. Dwie sytuacje a jak bardzo różne. Ufam jednak, że dramatów osamotnienia chorych i pogardy okazywanej im przez „herosów zdrowia” jest niewiele. Niemniej jednak przypomnę, że miarą naszej kultury a zarazem i wiary jest stosunek do człowieka chorego, do człowieka w podeszłym wieku. Przestańmy żyć tak jakby czas nie płynął a piękno, sprawność i zdrowie były czymś niezmiennym. Głupcze już jutro możesz utracić to wszystko, do czego tak mocno jesteś przywiązany! I pamiętaj – starość jest trudna poprzez ból odchodzenia z tego świata i ból rodzenia się dla wieczności; jest też i piękna – mądrością, właściwym dystansem do wielu bzdurnych spraw, spokojem i pełnym dobroci uśmiechem babci.
30 stycznia 2011r.
- Friday, 28 January 2011
Trochę mniejszy wysyp kalendarzy można zaobserwować w obecnym roku. Być może firmy oszczędzają nie wydając pieniędzy na gadżety, które w większości i tak lądowały w koszu. Zresztą każdy mógł się zaopatrzyć w kalendarz odpowiadający jego potrzebom i gustowi. Zaintrygowała mnie jednak informacja o pojawieniu się niezwykłego kalendarza wydanego przez Komisję Europejską a skierowanego do uczniów szkół średnich. Otóż 51 stronicowy kalendarz wydany w trzymilionowym nakładzie pomija wielkie święta chrześcijańskie takie jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc. Najpierw myślałem, że to jakaś pomyłka, ale kiedy wyczytałem, że są tam umieszczone święta muzułmańskie, żydowskie a nawet hinduskie, zrozumiałem perfidię autorów i decydentów unijnych. To nic innego jak kolejny krok do rugowania ze świadomości Europejczyków ich chrześcijańskich korzeni. Unijnym komisarzom nie podoba się chrześcijaństwo, które przeciwstawia się konsumpcyjnemu podejściu do życia i upomina się o duchowy wymiar człowieka. Wprawdzie zamieszczają święta innych religii, ale jest to tylko kamuflaż potrzebny do pokazania oblicza unijnego tak bardzo otwartego na wszystko i wszystkich. Bez korzeni drzewo usycha, podobnie będzie i z Unią – rozpadnie się, gdy odetnie się od korzeni chrześcijańskich a przyłączanie się do innych „rurociągów” jest bardzo niebezpieczne.