Myśli na niedzielę

Ewangelia ukazuje nam dwie kategorie chrześcijan. Chrześcijan uważających, że nie mają sobie nic do zarzucenia, gdyż należą do Kościoła, są ochrzczeni, chrzczą swoje dzieci i nawet czasami dyskutują o  Kościele a także chrześcijan naprawdę żyjących swoją wiarą, modlących się, współpracujących w miarę swoich możliwości w rozszerzaniu królestwa, starających się bezinteresownie kochać bliźnich.

Wobec Chrystusa nie można pozostać neutralnym. Trzeba wybrać: kto jest z prawdy, słu-cha Jego głosu; kto nie jest z prawdy, nie słucha Jego głosu, tłumacząc się, jakoby to nie był Jego głos lub w każdym razie nie jest to głos Boga.

Trzeba nauczyć się dostrzegać w Ewangelii różne wyzwolenia: od niepokojów, od trwogi, od różnych nerwic, od pośpiechu ... itd. Albo Ewangelia wyzwoli nasze serca, albo – jak to coraz częściej ma miejsce – czeka nas zawał.

Co oznacza szukanie tego, co w górze, a nie tego co na ziemi? Nie oznacza zaniedbywania własnych spraw i ziemskich obowiązków. Oznacza szukanie tych rzeczy w duchu zmartwychwstałych z Chrystusem. Jeśli będziemy szukać tego, co w górze czyli Chrystusa zmartwychwstałego, przekonamy się, że to nie przeszkodzi nam w szukaniu także chleba powszedniego i wszystkiego innego; a nawet działając spokojniej z nadzieją nieśmiertelności w sercu, z mniejszym egoizmem i mniejszą nerwowością będziemy mogli lepiej zrealizować rzeczy ziemskie.

Trzeba wyzwolić „Ojcze nasz”  z przyzwyczajenia pokrywającego go warstwą izolacyjną, warstwą kurzu, uniemożliwiającą mu błyszczenie w nas, przez niego nie możemy zadrżeć, kiedy wypowiadamy początkowe słowa. Powinniśmy ponownie przyjąć z rąk Jezusa „Ojcze nasz” jak Apostołowie, którzy widząc Go modlącego się, powiedzieli: „Panie naucz nas się modlić ...., Kiedy się modlicie, mówcie ...”.