Myśli na niedzielę

Duch Święty jest najlepszym z pocieszycieli tak określa Go liturgia. Będzie przebywał z nami aż do paruzji (powtórnego przyjścia Chrystusa), aby nas pocieszać. Pozostanie z nami to znaczy nie będzie pocieszał nas z zewnątrz, ale przebywając z nami, mówiąc do nas od wewnątrz. Tak działa Duch Święty – trzeba otworzyć się na Jego obecność.

Trwoga u chrześcijanina to przejaw braku wiary. Dostrzegamy coraz więcej zalęknionych ludzi, którzy nie rozumieją, że droga życia ziemskiego ma swój finał w naturalnej śmierci, za którą czeka Chrystus wraz z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym. Trzeba tylko uwierzyć i prawdziwie miłować.

My, chrześcijanie, musimy nauczyć się rozpoznawać pomiędzy tysiącem głosów dźwięczących w powietrzu głos naszego pasterza. Musimy uchwycić głos Jezusa, mimo, że jest zagłuszany przez różne ideologie i tłumaczenia.

Jezusa poznajemy przy łamaniu chleba. Wówczas sakrament oświetla słowo i wszystko  staje się jednością i światłem. Doświadcza się wtedy Jezusa oraz Jego obecności, mimo, że nie zawsze jest ona oślepiająca. Wspólny marsz z Jezusem połączony z radością wyrywa uczniom z Emaus okrzyk: „Jakże pałało w nas serce, kiedy rozmawiał z nami w drodze”.

Pierwsze wspólnoty cechowały się miłością braterską oraz radością i w takich wspólnotach Jezus pozwalał się rozpoznać. Przez lata zagubiliśmy te cechy i na Eucharystię gromadzimy się bez radości i odchodzimy bez żalu, bez zmian w nas samych.